„12 potraw na stole i wymarzone prezenty pod choinką” – rozmawiamy z Genowefą Zawadzką

Z Genowefą Zawadzką, szefową Pogotowia Rodzinnego mieszczącego się przy ul. Akacjowej w Kołobrzegu, rozmawiamy o najpiękniejszych świętach w roku,  wigilijnych potrawach oraz pytamy o prezenty, które wymarzyły sobie jej dzieci.

 Gazeta Kołobrzeska: Siedemnaście lat minęło, odkąd pod swój dach przyjęła pani pierwsze skrzywdzone przez los dziecko.  Pamięta pani ten dzień?

Genowefa Zawadzka: Oczywiście, z najdrobniejszymi szczegółami, jakby to było wczoraj.  Dokładnie 24 czerwca 2005 roku otrzymaliśmy informację z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, że trafi do nas Mateusz. Odebraliśmy go z Domu Dziecka z Białogardu. Dzisiaj chłopak ma 31 lat i spędza z nami każde święta, urlopy, dni wolne. To normalne dla nas i dla niego, że wraca do domu. Rok później trafiła do nas Dorotka. To było maleństwo, ważące niecałe pięć kilogramów. Kiedy wsiadłam do auta, trzymając ją na rękach, złapała mnie za palec i nie chciała puścić. Już wtedy wiedziałam, że Dorotka będzie moja. Dzisiaj Dorota ma siedemnaście lat i jest moją córką. Nie wyobrażam sobie, życia bez niej. Jestem z niej bardzo  dumna.

Od tamtej pory przez pani dom przewinęły się setki dzieci…

Po 300 przestałam liczyć. Za każdym razem, kiedy jest tylko potrzeba, przyjmuję dzieci w sytuacjach interwencyjnych, często w momentach trudnych, gdy w rodzinnym domu dochodzi  do przemocy, jest za dużo alkoholu i awantur.  Zdarza się, że są to dni świąteczne, pory późnowieczorne czy nocne. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś mogłabym przestać  robić to, co kocham, czyli opiekować się skrzywdzonymi przez los dziećmi.

 W tej chwili pod pani opieką jest 13 dzieci. Wszystkie chętnie pomagały przy świątecznych przygotowaniach?

No, może nie wszystkie udało się zagonić do robienia porządków w  swoich pokojach, ale w kuchni pomagały chętnie, szczególnie przy pałaszowaniu krokietów (śmiech). Oczywiście, żartuję. Dzieciaki zawsze pomagają przy lepieniu pierogów, pięknie dekorują cały dom, przystrajają choinkę. W tym roku bożonarodzeniowe drzewko zakupili dla nas pracownicy banku Santander SA. Wspólnie pojechali z naszymi dziećmi wybrać choinkę, a później razem ją ubierali. Bardzo im za to dziękujemy.

 Ile pierogów, uszek i czerwonego barszczu trzeba było przygotować dla tak licznej rodzinki?

Musieliśmy ulepić około dwustu pierogów, ugotować dziesięć litrów czerwonego barszczu, podobnie zupy grzybowej, ale uszek i krokietów już nie liczyłam. Na stole znajdzie się zgodnie z tradycją 12 potraw. Oprócz barszczu, zupy grzybowej, pierogów, uszek, będzie bigos, łazanki, sałatka jarzynowa, kluski z makiem. Wszystkie te smakołyki  przygotowywałam z panią Agnieszką, która pomaga mi przy dzieciach. Bez niej byłoby mi ciężko przygotować wieczerzę dla takiej gromadki.

 O jakich prezentach marzą pani podopieczni? Czy Świętemu Mikołajowi uda się spełnić te marzenia?

Ten rok jest wyjątkowo trudny ze względu na pandemię, wojnę na Ukrainie, a teraz inflację. Wiadomo, że darczyńców jest dużo mniej, ale nie narzekamy. Każdego roku chcemy sprawić radość dzieciom i spełnić ich marzenia. A nasze, szczególnie te starsze, marzyły o telefonach komórkowych.  Telefony otrzymają, bo w zamian za przedłużenie umów dostałam trzy nowe aparaty, kolejne przekazali nam darczyńcy. Najmłodsze dzieci marzyły o zabawkach z psiego patrolu, chłopcy o stworkach Bakuganach, jedno marzenie dotyczyło  tablicy do malowania. Mam nadzieję, że Mikołaj się postara, bo nasze dzieci były bardzo grzeczne. 

 Dziękuję za rozmowę i życzę pani, pani Agnieszce, która was wspiera oraz całej gromadce wszystkiego najcudowniejszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz zbliżającego się Nowego Roku. Trzymam kciuki za to, aby dzieciaki pod choinką znalazły wymarzone prezenty, a pani dopisało zdrowie, aby jak najdłużej otaczać opieką i miłością wszystkie potrzebujące dzieci.

Anna Buchner-Wrońska

 

Komentarze