Zwyczaje rodzinne – Dom
Dom jest jedynym schronieniem, w którym rodzina może normalnie żyć, rozwijać się, zapewnić spokojne dzieciństwo swoim potomkom, a dziadkom spokojną starość. Toteż miejsce jego budowy, wygląd i użytkowania miały i mają dość duże znaczenie. Znalazło to swoje odbicie w polskich zwyczajach, obyczajach i obrzędach. Nad drzwiami nowego domu przybijano żelazną podkowę. Według starodawnych wierzeń chroniła ona domostwo przed złymi mocami. Zwyczaj ten przetrwał do naszych czasów. Podkowa nadal uważana jest za magiczny przedmiot, przynoszący szczęście. Miejsce, gdzie miał powstać dom, nie mogło być byle gdzie i byle jakie. Miejsce wybierano starannie i z namysłem. Unikano terenów uznawanych za nieprzyjazne ludziom, dotknięte w przeszłości jakimś nieszczęściem, tragedią. Dom nie można było zbudować w miejscu, gdzie kiedyś wybuchały pożary, szerzyły się choroby czy toczyły się krwawe starcia. Pod zabudowę wybierano miejsca jasne i bezpieczne, najlepiej nad rzekami czy jeziorami, na dużych, nasłonecznionych polanach, niedaleko terenów leśnych. Zapewniało to przede wszystkich swobodny dostęp do wody, możliwość łowienia ryb ale także możliwość pozyskiwania drewna ( m. in. na budowę) oraz runa leśnego: jagód, grzybów oraz mchu do uszczelniania ścian. Tak usytuowana była osada w Biskupinie sprzed 25 wieków. Osada liczyła ponad 100 domów, zbudowanych z drewna dębowego, sosnowego olchowego i brzeziny. Domy były dość duże( ok. 80 m2), miały obszerną izbę i przedsionek. Dbałość o przyszły dom była charakterystyczna zarówno dla dawnych mieszkańców naszych ziem, jak ich potomków. I choć wiele zwyczajów związanych z budowaniem rodzinnych domów zatarła się z upływem czasów, to niektóre podstawowe zasady pozostały niezmienne np. umieszczanie, na konstrukcji nowo powstającego domu, wiechy (pęk słomy, zieleni i kwiatów). Była ona oznaką rodzenia czegoś nowego, symbolem życia i związku człowieka z naturą. Tan zwyczaj przetrwał do dzisiaj w niezmienionej postaci. A jak wyglądały najstarsze zwyczaje związane z budowaniem ? Zanim rozpoczęto wznoszenie domostwa odbywało się ,,odczynienie uroków’’. Wokół miejsca, gdzie miały stanąć budynki mieszkalne, zakreślano linię magiczną. Dla jej wzmocnienia składano pod przyszłym progiem ofiarę z jakiegoś domowego zwierzęcia ( np. koguta czy czarnej kury). Później zwierzęta zastąpiono kawałkiem żelaza, siekiery czy podkowy( też chroniły od zła).
W niektórych wsiach jeszcze i teraz, podobnie jak przed tysiącem lat, zakopuje się pod narożami wznoszonego domu chleb, ziarno, święcone ziele, sól i medalik. Ważny był również budulec wznoszonego domu. Drzewa przeznaczone do budowy musiały być zdrowe i dorodne. Unikano drzew krzywych, powalonych przez wichury czy rozszczepionych przez pioruny. Po zakładzinach, czyli położeniu pierwszych belek ( co czyniono podczas pełni księżyca), po naznaczeniu ich krzyżami lub innymi znakami zapewniającymi powodzenie, podawano uroczysty posiłek i ruszano pełną parą do budowy domu. Gdy praca dobiegła końca i gotowy dom czekał na swoich mieszkańców, do wnętrza wrzucano np. czarną kurę. Jeśli w domostwie grasował zły duch, przyczepiał się do nieszczęsnej kury i wraz z nią wybiegał na podwórze. Po odczarowaniu wnętrza, za pomocą czarnej kury czy też czarnego kota, można było bezpiecznie przekroczyć próg nowego domu. Próg domu, najważniejsza granicę między dwoma światami: zewnętrznym( pozadomowym) i wewnętrznym (rodzinnym), trzeba było przekroczyć wspólnie, mąż pod rękę z żoną. Pozostałością po tych pradawnych zwyczajach jest przenoszenie przez próg nowo poślubionej małżonki. W takiej chwili mężczyzna nie może się potknąć, bo to by wróżyło spory i kłótnie małżeńskie. Z domowym progiem wiązały się jeszcze inne zwyczaje nadal praktykowane np. nie wolno więc witać się i żegnać przez próg, przekraczać go tyłem lub wracać się po zapomniany przedmiot. Uściśnięcie dłoni komuś, kto stał po drugiej stronie niosło ryzyko przyciągnięcia do domu złych mocy. Dawne słowiańskie plemiona miały mieć także w zwyczaju zakopywać blisko wejścia prochy zmarłych, a ich duchy miały strzec domu. Witanie się nad ich ,, głowami ’’ mogło być odebrane jako ich obraza i ryzykowało ich złością. Jeszcze przed stu laty wierzono niemal powszechnie w istnienie domowych duchów. Wiara ta wywodziła się prawdopodobnie z pradawnego kultu przodków, którzy właściwie nigdy nie opuszczali ludzkich siedzib. Grzebano ich bowiem albo pod podłogą izby, albo w najbliższym sąsiedztwie domu. Zwyczaj ten prawdopodobnie był następstwem wierzeń w tajemne i nadprzyrodzone siły, które mają władzę nad człowiekiem. Duchy dzieliły się na dobre-przyjazne i złe- niebezpieczne. W rozmaitych zakamarkach strychu, a także w sieni gnieździły się duszki niedoli – uboża. Mościły sobie wygodne miejsca wśród pustych beczek, za koszami, skrzyniami na zboże, pod belkami skąd zwieszały się warkocze czosnku, cebuli, strąki fasoli i zioła. Również w szczelinie między piecem i ścianą mieszkały domowe duchy. Było im tu wygodnie i ciepło, toteż starano się zostawić to miejsce do ich wyłącznego użytku. Dobrze się żyło człowiekowi w sąsiedztwie duchów skłonnych do opieki. Znano je pod różnymi nazwami. Na Warmii i Mazurach były to koboldy, kłobuki, na Pomorzu- karzełki, skrzaty, w Wielkopolsce smoki, na Mazowszu – latawce, w Kaliskim – płonki, w Rzeszowskim żmije. W innych regionach pojawiały się też krasnoludki i kraśniaki. Aby zdobyć przychylność duszków dzielono się z nimi jadłem, a w czasie świąt ku czci zmarłych palono dla nich specjalne ogniska, przy których mogły się ogrzać. Dbano też o ścieżki wokół domu i obejścia, gdyż tam kaboldy, ubożęta, ale też życzliwe skrzaty lubiły przechadzać się wieczorem. Człowiek często szukał pomocy w magii ochronnej: w skomplikowanych zaklęciach, zamawianiach, wieszaniu w izbach przedmiotów odstraszających uroki i demony. Do odpędzania od domu demonów używano gałęzi brzozy, dębu, jałowca, głogu i tarniny. Umieszczano je przy drzwiach, wtykano w ściany i w strzechy. Wierzono powszechnie w ich czarodziejską moc. Od zawsze dom dawał poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty. Tu człowiek rodził się, żył, radował, smucił, chorował i umierał. Tu wspominano przodków i rozmawiano o przyszłości. Tu toczyło się życie rodziny, dla której dom był całym światem.
Barbara Hordyjewska
Muzeum Oręża Polskiego
fot. Wikipedia