Marcin Ryttel, nauczyciel z Kołobrzegu ma za sobą wielką przygodę. Postanowił, że rowerem dojedzie aż do greckich Aten i cel zrealizował kolekcjonując przy tym masę wspomnień. Właśnie o nie zapytaliśmy rowerowego podróżnika tuż po powrocie do kraju.
GK: Gdy rozmawialiśmy równo rok temu byłeś po swojej wyprawie rowerowej dookoła Polski. Tym razem zaskoczyłeś nas jeszcze mocniej. Skąd pomysł, by przejechać 3000 kilometrów aż do Aten?
MR: Na pewno nie chodziło tutaj o odległość. Priorytetem był aspekt turystyczny. Mogę powiedzieć, że ubiegłoroczna podróż dookoła Polski była dla mnie takim sprawdzianem przed wyjazdem na południe Europy. Wiadomo, że z punktu widzenia logistyki, planowania i też jakiegoś ryzyka, to wyprawa w jakieś bardziej odległe rejony Europy była dużo większym wyzwaniem. Potrzebowałem więc testu zarówno dla siebie, jak ja to zniosę, ale także dla mojego roweru. Zrobiłem to i byłem gotowy na coś więcej. Dlaczego ten kierunek? Fascynują mnie Bałkany, bardzo chciałem zobaczyć takie kraje, jak Serbia, Macedonia. Uznałem, że idealnym finałem takiej podróży będą właśnie Ateny.
GK: Jak się przygotować do takiej wyprawy logistycznie? Zajęło Ci to wszystko 30 dni. Wiem, że miałeś wykupiony lot powrotny do Polski. Czułeś taką presję, że nie możesz pozwolić sobie na jeden słabszy dzień, bo goni Cię czas?
MR: Byłem rzeczywiście ograniczony terminem, bo wracałem do Polski z Aten samolotem do Warszawy. Ten termin miałem ustalony tuż przed rozpoczęciem wyprawy. Kupując bilet wybrałem opcję „elastyczności”, więc mogłem ten termin wylotu nieco przesunąć, lecz byłem na tyle dobrze przygotowany, że zmieściłem się w tych 30 dniach bez problemu. Te przygotowania można podzielić na kilka etapów. Najważniejsze było, by potrenować i przygotować się fizycznie, bo ostatecznie wyszło nieco więcej niż 3000 kilometrów, więc musiałem codziennie pokonać więcej niż 100 kilometrów. Było to więc duże wyzwanie fizyczne.
GK: Zwłaszcza, że przez większość wyprawy towarzyszyły Ci wielkie upały.
MR: Od południowej Serbii przez Macedonię do Grecji, a zwłaszcza jej południowej części to już te temperatury oscylowały w okolicach 40 stopni. Jak dla mnie, osoby z Polski, z Kołobrzegu były to absurdalne warunki i tego przed wyjazdem bałem się najbardziej, no ale przygotowałem się na to mentalnie. Wypracowałem sobie system jazdy, który pozwolił mi to przetrwać.
GK: Przenieśmy się wspomnieniami na mapę wyprawy. Jej istotnym elementem były także górskie szczyty.
MR: Element górski był w tym wszystkim bardzo istotny. Pierwszym planem było to, by wejść ka najwyższy szczyt każdego kraju przez który przejeżdżałem lub przynajmniej na większość. Wiedziałem, że nie uda się to na Słowacji, ponieważ Gerlach jest szczytem, na który samodzielna wspinaczka jest po prostu nielegalna. Trzeba mieć przewodnika, a oni też mają bardzo napięte grafiki, ja jadąc na rowerze nie byłem na tyle elastyczny, by dopasować się do terminów przewodnika, także Gerlach nie wchodził w rachubę, natomiast w pozostałych krajach chciałem bardzo na tych wierzchołkach stanąć. Wiedziałem, że chcę kolejny raz zaliczyć najwyższy szczyt Polski, czyli Rysy. Z kolei na najwyższy szczyt Węgier postanowiłem wjechać rowerem, bo Kékestető ma zaledwie ponad tysiąc metrów. Bardzo ważne były dla mnie góry Serbii, Stara Płanina – zależało mi na tym, żeby ten kierunek przeeksplorować, no i w końcu taki priorytet, czyli masyw Olimpu i najwyższy wierzchołek Grecji, czyli Mitikas. Na tym mi bardzo zależało i co najważniejsze – udało się.
GK: A poza szczytami górskimi, co w czasie takiej wyprawy mogło zrobić wrażenie. Jakie miejsce mógłbyś polecić komuś, kto chciałby wybrać się w tamte rejony?
MR: Największe wrażenie zrobiła na mnie wschodnia Serbia. Nie spodziewałem się, że kraj europejski swoją kulturą i ogólnym odbiorem będzie takim krajem dziewiczym i dalekim od cywilizacji. Także na przedgórzu Starej Płaniny naprawdę czułem się, jakbym był gdzieś na Kaukazie. To nie przypominało tej Europy, jaką znamy z naszych rejonów. Było to dla mnie bardzo egzotyczne i bardzo fascynujące, więc zdecydowanie ten element wyprawy zapamiętam bardzo dobrze.
GK: Taka wyprawa to także kontakty międzyludzkie. W Twoich relacjach można było zobaczyć inne osoby, które również były w czasie swoich wypraw, ale z pewnością najczęściej spotykałeś ludność miejscową. Który naród zrobił na Tobie największe wrażenie i gdzie ludzie byli najbardziej życzliwi?
MR: Ludzie zawsze są dla mnie jednym z ważniejszych elementów podróży. Podróż bez ludzi jest podróżą niepełną. Mam bardzo pozytywne wspomnienia jeżeli chodzi o relacje z ludźmi, których teraz spotkałem. Na pewno Serbowie są bardzo przyjaznym i pomocnym narodem, ale chyba największe wrażenie zrobili na mnie Grecy. To było aż niesamowite. Ja z taką przychylnością, przyjaznością i taką otwartością ludzi na taką skalę spotkałem się ostatni raz być może w Gruzji, ale chyba ta gościnność Greków przebiła wszystko, czego dotychczas doświadczyłem. Wystarczył moment, gdy zatrzymałem się pochylając się nad nawigacją czy jakimś problemem i od razu zatrzymywał się samochód, czy nie trzeba jakiejś pomocy czy porady. Przy takiej pogodzie odliczałem tylko kilometry od sklepiku do sklepiku, gdzie można było zaopatrzyć się w wodę i schronić się przed upałem. Często ci ludzie nie chcieli mnie wypuszczać dalej, prosili żebym został, oferowali mi noclegi i czasem po prostu nie potrafiłem im odmówić.
GK: A czy taka wyprawa wiąże się z jakimś niebezpieczeństwem? Mówiąc wprost: czy Ty się po prostu czegoś bałeś, spotkała Cię jakaś nieprzyjemna sytuacja?
MR: Wiadomo, że samotna podróż tak odległa, poza swoim ojczystym krajem, przez nieznane terytoria, kraje, które są może nieco dalej cywilizacyjnie jest w pewnym sensie zarządzaniem ryzykiem. Zwłaszcza jeśli mówimy o samotnej wyprawie. Na pewno miałem obawy. Wiadomo, że teren górski jest miejscem, gdzie trzeba zachować ostrożność, bo góry z zasady są niebezpieczne, ale przed wyjazdem przestrzegano mnie natomiast przed czymś innym: chodziło o dzikie psy. To miał być problem w krajach Bałkańskich i rzeczywiście miałem ten kontakt z dzikimi psami, w tym jeden naprawdę niebezpieczny, bo były to rzeczywiście duże, agresywne zwierzęta. Był to moment, w którym bałem się o swoje bezpieczeństwo.
GK: A czy przy tak dalekiej trasie da się uniknąć awarii technicznych? Jak spisał się rower?
MR: Bardzo dobrze. Przed wyjazdem był oczywiście przygotowany przez profesjonalnego serwisanta, ale sam również mam już umiejętności, by dokonać drobnych napraw. Oczywiście nie można uniknąć takich awarii, jak przebita dętka, ale patrząc na trasę, jaką pokonałem, to rower spisał się bardzo dobrze: te wszystkie bezdroża, szutry, kamieniste dukty leśne zwłaszcza w Serbii czy Macedonii.
GK: Z racji Twojego zawodu (nauczyciel języka angielskiego – przyp. red.) muszę zapytać także o to, jak wygląda komunikacja w czasie takiego wyjazdu?
MR: Ja mam taki styl podróżowania, w którym z szacunku dla danego kraju staram się opanować kilka-kilkanaście podstawowych zwrotów w konkretnym języku. Wtedy ten dystans i bariera w komunikacji szybciej znika. To otwiera więcej możliwości i ludzie podchodzą do ciebie zdecydowanie inaczej. Natomiast jeżeli chodzi o ciekawostki lingwistyczne to muszę tu wspomnieć Węgry, czyli język ungrofiński nie jest podobny do żadnego innego europejskiego języka i jest bardzo trudny, natomiast Węgrzy bardzo dobrze mówią po angielsku. A jeżeli chodzi o kraje bałkańskie, to serbski jest językiem z grupy słowiańskiej, tak jak polski, więc zwłaszcza w tamtejszych wsiach, gdzie o angielskim nie może być mowy radziłem sobie właśnie taką metodą prób i błędów, ja po polsku plus kilka lokalnych słów, Serbowie po swojemu i można było swobodnie się porozumieć.
GK: To już na koniec: skoro pokazałeś, że z Kołobrzegu można dojechać rowerem do Aten, to co dalej?
MR: Dopiero w głowie układam sobie zakończoną wyprawę, która była największą przygodą podróżniczą mojego życia. Oczywiście turystyka rowerowa czy bikepacking jest moją wielką pasją, więc w tym zakresie nie powiedziałem ostatniego słowa. Na pewno wyprawy będą, będą kolejne wyzwania, ale obecnie nic konkretnego nie planuję. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
GK: Dziękuję za rozmowę.