„Kołobrzeg okazał mi wielkie wsparcie”

O świecie modelingu, młodzieńczych marzeniach, kulisach konkursu piękności, a także chęci reprezentowania Kołobrzegu i wspomnieniach związanych z naszym miastem rozmawiamy z Karoliną Maliną, kołobrzeżanką, która otrzymała tytuł I Wicemiss Polonia.

Gazeta Kołobrzeska: Jakie to uczucie znaleźć się wśród najpiękniejszych Polek?

Karolina Malina: Na pewno ogromne wyróżnienie. Nie chcę zabrzmieć banalnie, ale było to zaskoczenie i informacja, której nie spodziewałam się do samego końca. Stojąc na scenie i oczekując na wynik, do samego końca nie wiedziałam, jak to się wszystko potoczy. Gdy usłyszałam swoje nazwisko, to na początku zastanawiałam się, czy to rzeczywiście chodzi o mnie. Po chwili do mnie dotarło: Malina – to przecież ja! Dopiero teraz po kilku dniach emocje powoli opadają, zszedł ze mnie ten stres i mogę się już cieszyć, że ta moja wieloletnia praca modelki została doceniona w Polsce. Za granicą już wielokrotnie było to zauważone i docenione, zarówno w Europie, jak i w Azji, ale teraz ludzie zauważyli to w Polsce i jest mi naprawdę ogromnie miło.

Do tematu pracy jeszcze dojdziemy, ale jeszcze na początku chciałbym się dowiedzieć, ile etapów trzeba przejść w konkursie Miss Polonia, żeby znaleźć się w tej finałowej dwudziestce i móc ostatecznie dotrzeć do ścisłej piątki i korony.

W moim przypadku wyglądało to tak, że znalazłam ogólnodostępną informację o castingu do konkursu Miss Polonia. Najpierw należało wypełnić zgłoszenie internetowe z bardzo szczegółową ankietą. Opowiadamy o sobie: o tym, czym się zajmujemy, jakie mamy wykształcenie, co robimy na co dzień. Do tego załączamy zdjęcia. Z tych zgłoszeń po selekcji wybierane są dziewczyny, które zostają zakwalifikowane do półfinału. Tu wyglądało to tak, że głosowano przez SMS-y i Internet – i to widzowie mogli decydować o tym, które dziewczyny widzieliby w półfinale, ale głos miało też jury. Już na etapie półfinału odbyło się spotkanie w Warszawie z organizatorami konkursu, gdzie trzeba było zmierzyć się z pytaniami, również w języku angielskim. Ten etap ma za zadanie sprawdzić, jak sobie radzimy ze stresem, jak chodzimy, jak wyglądamy w strojach kąpielowych, ale też, jak się wypowiadamy. Z tej półfinałowej eliminacji wybierana jest finałowa dwudziestka i trzy dziewczyny, które powinny być gotowe w przypadku, gdyby jedna z finalistek nie mogła wziąć udziału w konkursie. Ta dwudziestka jest przygotowywana do finału, który już wszyscy mogli oglądać na żywo. Na tym etapie o wszystkim decyduje już jedynie jury i nikt inny nie ma na to wpływu. Po dwóch pokazach wybierana jest dziesiątka, następnie piątka, która ma okazję usłyszeć ostateczny werdykt. To tak w wielkim skrócie.

Skoro wiemy już, jak to się odbywa na poszczególnych etapach, to niech pani opowie jeszcze, jaka atmosfera panuje w czasie takiego konkursu wśród samych uczestniczek. Czuć tę rywalizację? Czy da się nawiązać jakieś bliższe relacje z konkurentkami?

Myślałam, że ta rywalizacja, konkurencja będzie bardziej odczuwalna, ale wbrew temu, co się może wydawać, tak nie jest. My przez te blisko dwa tygodnie zgrupowania bardzo się ze sobą zżyłyśmy, poznałyśmy się też bardziej prywatnie, nie tylko z tej oficjalnej strony. W tym czasie miałyśmy przydzielone pokoje po dwie osoby. Ja trafiłam na dziewczynę, której wcześniej nie znałam, a tak się ze sobą zżyłyśmy, że mamy ze sobą kontakt nawet po finale. Nie spodziewałam się, że w ciągu dwóch tygodni można nawiązać ze sobą takie relacje. Przez te dwa tygodnie jesteśmy jednak w pewnym sensie odizolowane. Cały czas mamy próby, przymiarki, prawie nie wychodzimy z hotelu i jesteśmy zdane tylko na siebie. Gdy mamy problem, na przykład któraś poczuje się gorzej, coś ją boli, czy pojawi się jakiś inny problem, to mamy tylko siebie. To też pokazało, że takie relacje są szczere i żadna z nas nie życzyła drugiej źle – i to było też widać podczas gali finałowej, gdzie dziewczyny nawzajem się sprawdzały, kontrolowały czy każda dobrze wygląda, czy sukienki są dobrze dopięte, czy dobrze są dobrane buty. Naprawdę panowały bardzo koleżeńskie relacje i ja żadnej rywalizacji nie odczułam.

Sama gala finałowa to nie tylko pokazy, ale też autoprezentacja, w której trzeba było zabrać głos, a także odpowiedzieć na pytanie. Podczas gdy inne kandydatki poświęciły swoje wypowiedzi na autopromocję, pani postanowiła tę chwilę poświęcić swojej mamie.

Moje pytanie dotyczyło kobiet, stąd nawiązanie do mojej mamy, która jest jedną z najbliższych mi osób. Od samego początku mojej kariery i drogi modelingowej mnie wspierała i zawsze gdzieś mnie motywowała. Kiedy miałam momenty słabości, poczucie, że może nie pasuję do tego „świata mody”, to dzwoniłam do mamy. Ona zawsze wiedziała, co powiedzieć, zawsze po rozmowie z nią miałam znowu energię do działania i pozytywne nastawienie. Ona mi zawsze powtarzała: „bez presji, to ma ci sprawiać radość!”.

No właśnie, w kwestii tych pytań: interesuje mnie, czy kandydatki znają wcześniej jakąś pulę zagadnień, z których mogą się przygotować, czy te pytania słyszą pierwszy raz stojąc właśnie na scenie przed mikrofonem.

Niestety, tych pytań nie możemy zobaczyć wcześniej. Jest to dla nas dosyć stresujące, ale jurorzy właśnie chcą zobaczyć, jak my sobie z tym stresem poradzimy. Oczywiście podobne pytania powielają się przez cały etap przygotowań. Już na półfinałach musiałyśmy zmierzyć się z pytaniami od organizatorów. Często są one formułowane tak, aby sprawdzić, jak zareagujemy na niewygodne, podchwytliwe pytania, ale to dobrze – można nauczyć się odpowiadać na te naprawę ciężkie. Jednym z pytań było: Jakim zwierzęciem chciałabym być i dlaczego? Takie pytania dużo mówią o człowieku. Chcąc, nie chcąc, przez te wszystkie etapy jesteśmy  do tego momentu przygotowywane, więc w tym kluczowym momencie może być już trochę łatwiej, ale wiadomo, że dochodzi dodatkowy stres, kamery. Uważam jednak, że poradziłam sobie i najgorzej nie było.

W branży jest pani już znana, natomiast wielu kołobrzeżan usłyszało o Karolinie Malinie dopiero dzięki konkursowi Miss Polonia, dzięki temu, że reprezentowała pani też nasze miasto. Może nam pani zdradzić więcej informacji o sobie, których nie poznaliśmy w czasie konkursu? Coś o szkołach, ulubionych miejscach i wspomnieniach z naszego miasta.

Ja do Kołobrzegu przyjechałam, mając cztery latka. Mieszkałam tu do 18 roku życia i zawsze każdemu zaznaczam, że wychowałam się właśnie w Kołobrzegu. Podczas przygotowań do finału nastąpiły wątpliwości, jak powinni podpisywać mnie dziennikarze na wywiadach i jakie miasto faktycznie reprezentuję. Z automatu przypisano mi Warszawę – bo tutaj aktualnie mieszkam, ale nie dawało mi to spokoju i po tygodniu napisałam do organizatorów, że chcę zmienić miasto, które mam reprezentować na Kołobrzeg. To z tym miastem mam mnóstwo wspomnień, mam do niego sentyment. Tutaj dorastałam, przechodziłam jedne z najważniejszych momentów w moim życiu – od pierwszych przyjaźni, miłostek, po studniówkę, maturę, zdanie prawa jazdy i wiele, wiele innych. Bardzo dobrze wspominam czasy uczęszczania do „Kopernika”, mieliśmy bardzo zżytą klasę, a nauczyciele wspierali mnie bardzo w rozwoju kariery modelingowej. Dosłownie kilka dni temu dostałam wiadomość od mojej nauczycielki polskiego Joanny Nienałtowskiej z „Kopernika”, która napisała, że właśnie czyta, że zostałam I Wicemiss Polonia, a jeszcze przed oczami ma, jak na balkonie w „Koperniku” zajadam drożdżówkę. To bardzo miłe! Bardzo dobrze wspominam też czasy mojej podstawówki nr 4 i gimnazjum nr 3, gdzie dostałam ogromne wsparcie od pani Gosi Grotto, która nie podcinała mi skrzydeł, a wręcz przeciwnie – motywowała i wspierała w rozwoju.

A czy czuła pani to wsparcie z naszego miasta? Na naszym Facebooku dawno nie było tylu pozytywnych reakcji, jak w czasie konkursu.

Ja byłam w szoku. Gdy po finałowej gali wzięłam telefon do ręki, to tych wiadomości były tysiące. Gdy na spokojnie już je odczytałam, to zdałam sobie sprawę, jak wiele wsparcia dostawałam od osób z czasów szkolnych, z podstawówki czy gimnazjum. Aż mi się łezka w oku zakręciła, jak to wszystko czytałam.

Często odwiedza pani nasze miasto? Jakie wspomnienia ożywają w czasie wizyt w Kołobrzegu?

Kołobrzeg to cała masa wspomnień i praktycznie nie ma miejsca, które ich nie budzi, ale na pewno „Kopernik” jako szkoła i te okolice są dla mnie szczególnie sentymentalne.

To cofnijmy się w czasie jeszcze dalej. Jak to się stało, że 14-letnia dziewczyna wymarzyła sobie, żeby zostać modelką i jak zaczęła podbijać ten świat?

Wszystko zaczęło się od założenia profilu na stronie Max Models. Był taki portal, na którym dodawało się swoje zdjęcia, a były tam obecne różne agencje czy fotografowie. Ja dodałam tam sobie jakieś totalnie zwykłe zdjęcia z wakacji, które nie miały nic wspólnego z profesjonalną sesją zdjęciową. Ku mojemu zdziwieniu po tygodniu napisała do mnie agencja z Poznania. Ja nie do końca wiedziałam, co z tym zrobić, czy jest to jakiś żart, więc pokazałam wiadomość mojej mamie, która zadzwoniła do tej agencji i wszystko zweryfikowała. Następnie pojechałyśmy do Poznania, gdzie agencja mogła mnie zobaczyć na żywo. Byli zafascynowani, że w wieku 14-lat miałam już 178 centymetrów wzrostu, więc zauważyli we mnie potencjał. Zaoferowali podpisanie kontraktu, co wiązało się z koniecznością zgody rodzica, gdyż byłam niepełnoletnia. Następnie zrobili mi zdjęcia testowe, żebym miała jakieś początkowe portfolio. Po zrobieniu tych zdjęć okazało się, że chce mnie zobaczyć bardzo prestiżowa agencja Elite z Mediolanu. Poleciałam tam w wieku 14 lat na takie trzytygodniowe testy, by zobaczyć, jak to wszystko wygląda, żeby przejść się po castingach, pójść do zagranicznej agencji. Dodam, że w tym czasie mój angielski był na poziomie nawet gorzej niż podstawowym, więc wskoczyłam od razu na głęboką wodę. Pamiętam, że z agencją wolałam nie rozmawiać telefonicznie, lecz pisać SMS-y, by sobie tłumaczyć, o co chodzi, bo wówczas zwyczajnie nie rozumiałam wszystkiego, co do mnie mówią. Gdy wróciłam, dostałam kolejną propozycję. Tym razem chodziło już o Tajwan i kontrakt na trzy miesiące, więc zrobiło się już poważniej. Mama widziała już, że mi się to podoba, więc nie miała wyjścia i powiedziała: „Leć, dziecko”. Od tamtego momentu zakochałam się w Azji i latałam tam regularnie, łącznie siedem razy.

Tak młoda dziewczyna nie bała się latać po całym świecie w pogoni za marzeniami?

Ja się teraz bardziej boję niż wtedy. Jak się ma 14 lat, to nie myśli się o konsekwencjach, o tym, co się może stać i o niebezpieczeństwach. Wówczas się patrzy na świat przez różowe okulary. Teraz, gdy dostaję propozycję, to mam tysiące myśli. Wtedy tego nie było – dostawałam kontrakt i po prostu się pakowałam. Moje życie wyglądało tak, że wracałam, przepakowywałam walizkę, widziałam się z bliskimi, załatwiałam wizę i leciałam na kolejny kontrakt. W pewnym momencie już się wszyscy przyzwyczaili, że mnie wiecznie nie ma i żyję na walizkach.

A co dalej? Czy sukces w takim konkursie pomoże w karierze?

Teraz mam swoje pięć minut tutaj, w Polsce, i chcę, aby ludzie mieli poczucie, że jestem odpowiednią osobą do tego tytułu. Chcę go godnie reprezentować – tutaj, w Polsce, a jak będzie mi dane, to i za granicą kraju. Nie chcę natomiast rezygnować z modelingu, bo to jest tak naprawdę całe moje życie. Dopóki będzie sprawiało mi to przyjemność i wygląd mi pozwoli, to na pewno w tym zawodzie chcę pracować. Nie zapominam jednak o tym, że w końcu po coś kończyłam studia dziennikarskie. Zrobiłam też specjalizację z marketingu i zarządzania komunikacją w biznesie, także w czasie covidu, jak pracy w modelingu nie było, to szybko się przebranżowiłam i zajmowałam się w Poznaniu marketingiem restauracji. Jestem osobą, która nie umie usiedzieć w miejscu, bo od tego 14 roku życia funkcjonowałam na bardzo wysokich obrotach. Podczas pandemii okazało się, że nigdzie nie mogę lecieć, że nie ma pracy i szybko musiałam zastanowić się, co dalej ze sobą zrobić. Chciałam robić cokolwiek, by nie siedzieć w domu. Wracając do pytania, to jeśli będzie okazja pojechać na jakiś zagraniczny konkurs z tytułem pierwszej wicemiss Polonia, by reprezentować Polskę, to naprawdę bardzo chętnie to zrobię.

Nie mogę nie zapytać o to dziennikarstwo. Nie myślała pani, by spróbować sił w tym zawodzie?

Wydaje mi się, że konkurs Miss Polonia otwiera też drzwi w tę stronę. Często śmieją się z modelek i modeli, że na castingach do reklamy od razu widać, że jesteśmy sztywni przed kamerą, że widać różnicę pomiędzy aktorami. Ten konkurs nauczył mnie właśnie takiego obycia z kamerą na żywo. Bo w modelingu wszyscy są przyzwyczajeni, że jeżeli jedno ujęcie jest złe, to zrobimy kolejne, nic się nie dzieje. A tutaj wiele dzieje się na żywo, trzeba sobie radzić z marszu. Na początku było to bardzo stresujące i dopiero z czasem nauczyłam się, by wypowiadać się przed kamerą w sposób bardziej naturalny, niewyuczony. Lepiej się czuję już przy takich wywiadach i myślę, że gdybym dostała propozycję pracy choćby w telewizji, to podjęłabym się jej.

A co chciałaby pani doradzić młodej dziewczynie z takiego miasta jak Kołobrzeg, która chciałaby zrobić karierę w modelingu? Co można powiedzieć takiej osobie, która może trochę się boi, trochę nie wierzy w siebie?

Jeśli dziewczyna chce zostać modelką, to najprostszą drogą jest wysyłanie zgłoszeń do sprawdzonych agencji w Polsce. Nie przez żadne portale czy programy tylko właśnie przez agencję, która ma doświadczenie w pracy z młodymi dziewczynami i umie je pokierować w taki sposób, żeby ta kariera nie wywróciła świata takiej dziewczyny do góry nogami. Najprościej zrobić sobie zdjęcia na białej ścianie i po prostu wysłać je do kilku agencji i zobaczyć, jak zareagują. Bo może być tak, że nie odezwie się żadna, może odezwać się jedna, a mogą wszystkie. Moim błędem było na przykład to, że za bardzo chciałam się dopasowywać. Za bardzo słuchałam tego, jakie wymagania mają wszyscy projektanci, fotografowie. W tej pracy cały czas jesteśmy narażone na ocenianie. Na jednym castingu usłyszałam, że jestem za gruba, na drugim, że za chuda, na trzecim, że mam nieproporcjonalną sylwetkę i za małą głowę do ciała. Naprawdę usłyszałam na swój temat wiele różnych rzeczy. Takiej młodej osobie jest bardzo łatwo popaść w kompleksy, w depresję. Nagle można stracić poczucie własnej wartości i zacząć widzieć u siebie wady, których tak naprawdę nie ma. Moim błędem było to, że na siłę próbowałam schudnąć z bioder i zrobić wiele innych rzeczy, a dopiero później zrozumiałam, że jeżeli dana agencja mnie chce, to mnie weźmie, a jak nie ta, to następna. Nie ma sensu na siłę dopasowywać się, niszczyć sobie psychiki i dobrego nastawienia. Jeśli miałabym dać dziewczynom jakąś radę, to taką, by mimo wszystko pozostać sobą i nie dać sobie wejść na głowę.

Rozmawiał Przemysław Polanin

 

Komentarze