Najpierw stracili syna, teraz walczą o życie pana Zenka

Życie rodziny Białkowskich z Wrzosowa nigdy nie oszczędzało. W 2013 r.  z powodu zatoru tętnicy pachowej o mały włos życia nie straciła Małgorzata Białkowska, rok później w wypadku samochodowym zginął jej jedyny syn Marek , a w 2019 r. usłyszała, że jej mąż Zenon  cierpi na złośliwy nowotwór.

– Często siadałam w nocy w kuchni i po ciemku cichutko sobie płakałam. Pytałam sama siebie ile jeszcze nieszczęść na nas spadnie? I czy dam radę je wszystkie dźwignąć na swoich barkach?  – opowiada pani Małgorzata. W 2013 roku kobieta dowiedziała się, że cierpi na ostre  niedokrwienie koniczyny górnej, spowodowane zatorem. Choroba jest na tyle poważna, że lekarze nie ukrywali przed nią, że może dojść do amputacji ręki. Na szczęście udało jej się tego uniknąć, ale ręka do tej pory jest niesprawna. – Jest, bo jest wisi taki kikut, którym nic nie mogę robić – opowiada z nieukrywanym smutkiem. Jakby tego było mało w 2014 roku rodzina Białkowskich dowiaduje się, że jedyny syn małżeństwa 31-letni Marek ginie w wypadku samochodowym. Chłopak jechał z kolegą jako pasażer. On zginął na miejscu, kierowca przeżył. – To był dobry chłopak – mówi pan Zenon. – Miał plany, żenić się chciał. Zdolny był. Do tej pory mam pięknego łabędzia z papieru, którego dla mnie zrobił. Proszę spojrzeć…majstersztyk – chwali pracę nieżyjącego syna. Chłopak pozostawił po sobie syna i rodziców, którym do dzisiaj trudno jest się pogodzić śmiercią dorosłego dziecka. W 2019 roku na Białkowskich spadł kolejny cios. Pan Zenon zachorował na złośliwy nowotwór stercza gruczołu krokowego. Potrzebna była radioterapia. W tej chwili mężczyzna jest pod stałą opieką lekarza onkologa. Z tego powodu nie pracuje, a korzysta jedynie z zasiłku, wypłacanego przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Mężczyzna ma pierwszą grupę inwalidzką, która uprawnia go do stałego zasiłku.  – To niewiele ponad dwa tysiące złotych. Tyle musi nam wystarczyć, bo żona nie ma żadnego dochodu – mówi pan Zenon. A niestety, dojazdy do odległego z Wrzosowa Koszalina kosztują rodzinę i to sporo. Aby dojechać do Koszalina z Wrzosowa muszą prosić znajomych o „podwózkę”, bo sami nie mają auta. – Mąż ze względu na obniżoną odporność nie może korzystać z autobusów. Za każdym razem musimy więc korzystać z dobrego serca znajomych, ale przecież nie każdy ma czas, żeby nas wozić. Dlatego często zdarza się, ze do Koszalina (łącznie 60 kilometrów) musimy jeździć taksówką – mówi pani Małgorzata. Taki wyjazd kosztuje rodzinę od 120 zł nawet do 250 zł. Do tego dochodzą leki i specjalna dieta pana Zenka, który dodatkowo cierpi na cukrzycę. Jak mówi pani Małgorzat z 2 tys. zł, po opłaceniu rachunków i zrobieniu niezbędnych zakupów bardzo trudno jest im wyżyć. Dlatego też, aby wesprzeć męża kobieta założyła na Pomagam pl. Zrzutkę pod hasłem „Na walkę z rakiem Zenka” . Cieszy się, ,że po założeniu zrzutki znalazły się osoby o wielkich sercach, którzy wspierają jej męża. Jednymi z takich osób są kibice miejscowego klubu piłkarskiego „Kotwicy Kołobrzeg”, do którego należał nieżyjący syn. – Na nich zawsze możemy liczyć. O ni nigdy o nas nie zapominają – ociera cieknące po policzkach  łzy pani Małgosia.  Pan Zenon nie ukrywa, że jest mu ciężko prosić o pomoc. Dlatego mimo choroby i bólu sam zakasał rękawy i nauczył się tworzyć piękne fluor boxy, które sprzedaje wśród znajomych. – Nie chcę, żeby ludzie patrzyli na mnie jak na darmozjada. Całe życie pracowałem i nigdy od nikogo niczego nie brałem. Dlatego tworzę te kompozycje, żeby czuć się potrzebnym i dorobić do skromnego zasiłku  – dodaje pan Zenon.

Osoby, które chcą wesprzeć rodzinę mogą wpłacać pieniądze na Pomagam pl. zrzutkę pod hasłem „Na walkę z rakiem Zenka” , albo zamawiać kompozycje kwiatowe, wchodząc na portal społeczności owy Małgorzaty Białkowskiej.

Anna Buchner-Wrońska

 

Komentarze