Nurkowanie z Anią, czyli słów kilka o dekompresji

Nurkowanie jest sportem zaliczanym do ekstremalnych, podczas którego za pomocą odpowiedniego sprzętu lub na wstrzymanym oddechu przebywa się pod wodą. Aby bezpiecznie cieszyć się podwodnym światem, niezbędne jest ukończenie odpowiedniego kursu nurkowego, przygotowującego również na nieprzewidziane wypadki, które zdarzyć się mogą płetwonurkowi pod wodą.

Sprzęt wykorzystywany do uprawiania tego sportu jest w zasadzie niezawodny, mimo to dobrą praktyką jest dublowanie jego elementów, by w razie wystąpienia awarii można było skorzystać z urządzenia zapasowego. Dodatkowo nurek rekreacyjny nigdy nie schodzi pod wodę sam – zawsze powinien to robić w towarzystwie partnera nurkowego. Daje to dodatkowe poczucie bezpieczeństwa, opcję skorzystania ze sprzętu czy mieszaniny oddechowej z butli partnera lub po prostu możliwość udzielenia pomocy i wynurzenia w razie utraty przytomności pod wodą.

Jeśli do nurkowań podchodzi się z odpowiednim respektem, wiedzą i wyszkoleniem praktycznym, podwodną przygodą można cieszyć się stosunkowo bezpiecznie – większość wypadków zdarza się niestety z powodu brawury, nieprzestrzegania zasad i procedur czy błędów na etapie planowania zejścia pod wodę.

Pamiętać musimy, że woda nie jest naturalnym środowiskiem człowieka, nasze „lądolubne” ciała mogą negatywnie reagować, jeśli nie zachowamy dostatecznej ostrożności. Schodząc pod powierzchnię, nurek poddawany jest zwiększającemu się wraz z głębokością ciśnieniu otaczającej wody, zwanemu ciśnieniem hydrostatycznym. Ciśnienie słupa wody rośnie o około jedną atmosferę na każde dziesięć metrów zanurzenia, gdzie jedna atmosfera techniczna (1at) to nacisk jednego kilograma na 1cm². Czy to dużo, czy mało? Wyobraźmy sobie stół o rozmiarach metr na metr, czyli o powierzchni 1m². Na każdy 1cm² stołu postawmy 1kg soli – ile będzie ważyła sól, którą zgromadzimy na stole? Odpowiedź robi wrażenie – to aż 10 ton! Już na głębokości 10m na każdy centymetr powierzchni ciała nurka działa łącznie z ciśnieniem atmosferycznym nacisk dwóch kilogramów. Ponieważ ciało dorosłego ma powierzchnię około 2m², nurek na tej głębokości jest poddawany łącznemu naciskowi 40 ton, na 20 metrach sześćdziesięciu ton, a na pięćdziesięciu metrach – 120 ton! Dlaczego nie czujemy tak ogromnego nacisku?

Ponieważ nabranie oddechu powietrzem o ciśnieniu atmosferycznym już w zasadzie na głębokości dwóch metrów nie jest możliwe ze względu na parcie otaczającej wody na klatkę piersiową, urządzenia oddechowe nurka zwane automatami, podają do ust powietrze o ciśnieniu równym ciśnieniu otaczającej wody. Nie odczuwamy więc tego nacisku, bo ciśnienie w płucach i organizmie  jest takie samo jak na zewnątrz, więc się równoważy. Problem pojawia się, kiedy nie nastąpi wyrównanie ciśnień, szczególnie w przestrzeniach naszego ciała wypełnionych powietrzem, takich jak ucho środkowe, zatoki i płuca, jednak przeważająca część ciała człowieka składa się z nieściśliwej wody i tam wyrównywanie ciśnienia nie jest konieczne.

Oddychanie powietrzem pod zwiększonym ciśnieniem ma niestety swoje konsekwencje. Przy gwałtownym wynurzeniu rozszerzające się w płucach i innych przestrzeniach organizmu powietrze może spowodować ich urazy i barotraumy. Zarówno tlen jak i azot przy pewnych ciśnieniach stają się dla organizmu silnie toksyczne lub zaburzają świadomość. Dodatkowo azot rozpuszcza się we krwi, płynach ustrojowych oraz tkankach, co przy zbyt szybkim, awaryjnym wynurzeniu spowodować może chorobę dekompresyjną. Każdy z nas może zaobserwować, co stanie się z płynami ustrojowymi, krwią czy tkankami przy gwałtownym wynurzeniu, czyli skokowym spadku otaczającego ciśnienia – wystarczy spojrzeć na otwieraną butelkę gazowanej wody… Krytycznie ważne jest więc stopniowe, powolne wynurzanie – organizm musi mieć czas na pozbycie się rozpuszczonych w nim pod dużym ciśnieniem gazów, co nazywane jest właśnie dekompresją.

Ponieważ bezpieczne wynurzanie z bardzo dużych głębokości może trwać nawet kilka godzin, stosuje się przystanki dekompresyjne na określonych głębokościach, czasem w specjalnych urządzeniach, gdzie można regulować zarówno skład mieszaniny oddechowej, jak i ciśnienie w nich panujące.

Podobne urządzenie poprawiające bezpieczeństwo nurkowania, choć nie służące stricte do dekompresji, można obejrzeć w Kołobrzeskim Skansenie Morskim. To kabina asekuracyjna „Ania”. Jej historia  wiąże się nierozerwalnie z losem zatopionego w styczniu 1945 roku niemieckiego statku M/S “Wilhelm Gustloff”, a ściślej ujmując – z historią jego eksploracji. Statek ten, storpedowany przez radziecki okręt podwodny S13, zatonął ponad 19 mil morskich na północ od Łeby na głębokości niemal 50 metrów, stając się grobem dla kilku tysięcy ewakuowanych pasażerów. Przez wiele lat po wojnie, z powodów zarówno politycznych, jak i technicznych, jego eksploracja nie była możliwa dla szerszej rzeszy płetwonurków. Dopiero w roku 1973, po wielu miesiącach przygotowań członków ekipy oraz ich technicznego zabezpieczenia, Gdański Klub Płetwonurków “Rekin” zorganizował wyprawę nurkową na wrak M/S “Wilhelm Gustloff” dla 28 płetwonurków, de facto – amatorów.

Jednym z elementów technicznego zabezpieczenia nurkowania była właśnie stojąca przed państwem kabina, zbudowana jako jedna z dwóch (asekuracyjna i dekompresyjna), specjalnie na tę wyprawę. Opuszczona w pobliżu wraku z pokładu asystującej jednostki „Konstelacja”, zakotwiczona została za pomocą skrzyń balastowych na głębokości 25 metrów i znacząco zwiększała bezpieczeństwo akcji nurkowej. Zapewniała łączność głosową z pokładem jednostki asystującej, umożliwiała odpoczynek, przygotowanie sprzętu nurkowego i fotograficznego lub wymianę butli sprężonego powietrza przed kolejnym zejściem na wrak, bez konieczności całkowitego wynurzenia oraz stanowiła bezpieczny azyl w razie awarii sprzętu nurkowego. W wypełnionym powietrzem wnętrzu “Ani” w pozycji stojącej mieściło się trzech, czterech nurków.

Anegdota głosi, że oprócz dodatkowych automatów oddechowych, sprzętu nurkowego czy rezerwuaru sprężonego powietrza, kabina posiadała zestaw medykamentów, wśród których poczesne miejsce zajmowała butelka koniaku. Niestety, jej losy pozostają nieznane…

Rekonstrukcję kabiny do celów ekspozycyjnych w roku 2022 przeprowadziło nasze Muzeum.

 

Tekst : Marcin Nater

Zdjęcia : archiwum MOP

 

 

 

Komentarze