„Ogromną wartością gazety byli od początku jej czytelnicy” – wspomina Arnold Wardak, pierwszy redaktor naczelny Gazety Kołobrzeskiej

Już sam początek, czyli rejestracja tytułu w sądzie w Koszalinie wiąże się z ciekawą historią.

Dosłownie o kilkanaście minut wyprzedziliśmy Piotra Pasikowskiego, który również planował taką nazwę dla swojej gazety. Ostatecznie ten tytuł przypadł nam. Był to rok 1994, po latach posuchy i takiej reglamentacji informacji istniała dziura. Nagle wszystko się otworzyło. Pracując w „Gońcu Pomorskim” z Jackiem Pechmanem wspólnie z Żanetą Mostowską pomyśleliśmy, że trzeba ten moment wykorzystać. Nie mieliśmy pieniędzy, ale dużo pomysłów, chęci i zapału. Pierwsze kroki stawialiśmy w moim prywatnym mieszkaniu przy ulicy Zygmuntowskiej i tak to funkcjonowało przez pierwsze miesiące. Następnie mieliśmy siedzibę w internacie „Kopernika”. W gazecie wszystko robiliśmy od początku do końca sami zaczynając od zebrania informacji i ich napisania, a kończąc na samodzielnym dostarczaniu gazety do każdego punktu. Ten pierwszy rok był trudny, gdyż wiele osób było zainteresowanych tym, by nie dopuścić konkurencji w postaci „Gazety Kołobrzeskiej”. Pojawiały się kolejne problemy organizacyjne, musieliśmy szukać nowej drukarni. Działaliśmy nieco na wariackich papierach. Pamiętajmy, że wówczas nie było komórek i internetu. Cały ten proces tworzenia gazety wyglądał więc zupełnie inaczej. Tu ogromną rolę odegrał Jacek Pechman, bez niego tego wszystkiego by nie było. To był taki tytan pracy, który potrafił tworzyć naprawdę wiele materiałów, miał wiele kontaktów w świecie polityków, w służbach.

Postanowiliśmy, że musimy znaleźć inwestora strategicznego i udało nam się namówić do tego pomysłu Stefana Olszewskiego. Wówczas mieliśmy zaplecze finansowe i mogliśmy myśleć o tym, by się rozwijać. Ludzie dostali etaty i mogli całkowicie poświęcić się „Gazecie Kołobrzeskiej”. Przenieśliśmy się też na ulicę Myśliwską. To była już redakcja z prawdziwego zdarzenia, wyglądało to już profesjonalnie. Jak ktoś przeanalizuje tytuły naszych artykułów to może stwierdzić, że staliśmy „okoniem” do władzy, lecz z mojej perspektywy wygląda to tak, że trochę „flirtowaliśmy” z jedną stroną, trochę z drugą.  Nie pozwalaliśmy sobie natomiast na to, by ktoś nam coś dyktował. Staraliśmy się być niezależni. Władza miała do nas respekt. Jeśli chodzi o poruszane tematy, to lekko nie było, ocieraliśmy się o sądy. Mocno namieszaliśmy na rynku i wielokrotnie wsadzaliśmy kij w mrowisko. Czasem zdarzało się jednak, że ktoś nas wpuścił w maliny.

Dla nas ważne było to, że nasza gazeta była przede wszystkim czytana. Ludzie zauważyli nasz tytuł. Odzew był bardzo pozytywny, oczywiście poza jednostkami, którym nacisnęliśmy na odcisk. Bardzo ważną rolę pełnili nasi czytelnicy, którzy nam zaufali i byli naszymi informatorami. Gdy tylko się coś działo, my od razu otrzymywaliśmy telefony od ludzi. To od początku była ogromna wartość gazety.

Arnold Wardak – pierwszy redaktor naczelny Gazety Kołobrzeskiej

Komentarze