Przedwyborczy poker

Mikołajki mamy już za sobą. Mam tylko nadzieję, że dla wszystkich był Mikołaj łaskawy, a nie ten, co zapomniał o dzbanku mleka i ciastkach w zeszłym roku. Teraz nadszedł czas na święta i nowy rok, czyli okres, gdy zaczynamy rozgrzewkę przed najważniejszym widowiskiem – kampanią wyborczą. Przez chwilę mieliśmy spokój, ale teraz ruszają się już pierwsze figury na politycznej planszy. A my, drodzy wyborcy, przygotujmy się na emocje porównywalne z oglądaniem serialu kryminalnego – tylko tutaj dreszcze wchodzą na scenę na żywo!

Tak, jedne wybory parlamentarne mamy już za sobą. W tych wyborach ponad 70 procent Polaków pokazało, że polityka przestała być im obojętna, choć część z nich pewnie wolałaby obejrzeć kolejny sezon swojego ulubionego serialu. Teraz nadchodzą wybory lokalne, a to znaczy, że przyda się kolejna porcja popcornu – dla rozrywki, bo w polityce nie ma czasu na nudę.

Z kart, które już teraz leżą na wyborczym stole, większość z nich jest nieodkryta. Na dzień dzisiejszy odkryta jest, nazwijmy to umownie, karta królowej – kandydatki na prezydenta miasta, Anny Mieczkowskiej, i króla – kandydata na prezydenta, Jacka Woźniaka. Jest bardziej niż pewne, że swoją kartę króla będzie musiało odkryć z odgórnym nakazem Prawo i Sprawiedliwość. Spekuluje się nawet, że może to być kandydat z ukrycia dotychczasowego posła, w stylu tajemniczego superbohatera. Ale o tym dowiemy się, gdy zaczną tą kartę odkrywać.

Za kilka tygodni odkryte zostaną karty dam i waletów, czyli kandydatów do rady miasta i rady powiatu. Wybór, jak zwykle, będzie przeogromny! Ale nie martwcie się, to nie będzie wybór między bananem, a mandarynką. Będzie do wyboru cała talia kart. W końcu, jak to mówią, różnorodność to siła! Teraz warto się zastanowić, kto z obecnych radnych wchodzi do gry. Z mojego dotychczasowego doświadczenia podzieliłem ich na trzy kategorie. Być może mylnie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

1. Radny terminator – to taki, który pracuje jak mrówka w trawie, a nie jak leniwy kot po obfitym śniadaniu. Bierze udział we wszystkim, nawet jeśli nie ma pojęcia, o co chodzi. W kwestii dziennikarzy jest jak rottweiler, ale bez zębów – zawsze gotów do gry, choć nie zawsze skuteczny. Nie unika trudnych pytań i przynajmniej nie boi się krytyki. Z krytyki wyciąga wnioski. Patrzy na miasto z perspektywy ptaka.

2. Radny dietetyk – radny milczący, jakby mówienie kosztowało go więcej niż zakupy w ekskluzywnym sklepie ze zdrową żywnością. Zawsze gotów na głosowanie, a na wystąpienie raczej nie – za to głosuje jak mu karzą. Nie wnika w temat, bo po co? I w kwestii dziennikarzy jest jak osoba na diecie – stara się unikać, bo boi się, że powie coś, co nie zmieści się w ustalonym planie. Patrzy na miasto oddolnie, z tzw. perspektywy żaby.

3. Radny widmo – to jak duch z aparatem – jest, ale jakby go nie było. Mieszka i pracuje poza Kołobrzegiem, ale i tak bez żenady pobiera dietę za „zdalną pracę” w wysokości 2500 zł miesięcznie. To taki eksperyment samorządowy – radny, który działa na zasadzie „widziałeś, nie widziałeś”. Ale kto wie, może to nowy trend – być radnym, ale nie wiedzieć o tym.

Dlaczego to wszystko piszę? Bo za kilka tygodni cała ta talia kart będzie przekonywać kołobrzeżan o swojej wyjątkowości i wręcz niezbędności. Mam tylko nadzieję, że Kołobrzeżanie będą wybierać i grać w swojego pokera świadomie, a nie tak, jak ja czasem wybieram, co zamówić na dostawę – na chybił trafił. Póki co, życzę Wam wszystkim pięknej, świątecznej aury i atmosfery. A w nowym roku niech wasze głosy będą równie precyzyjne jak strzały z kuszy.

Dariusz Zawadzki

Klub Radnych „Kołobrzescy Razem”

Fot. Karol Skiba

Komentarze