Stella, czyli kołobrzeskie lody od 1967 roku

Na szlaku odwiedzin w kultowych miejscach na gastronomicznej mapie Kołobrzegu nie mogło zabraknąć lodziarni Stella, która działa w tym samym miejscu od 57 lat, a wieloletni właściciele w przyszłym roku obchodzić będą jubileusz 50-lecia sprzedaży lodów.

Kontynuujemy wizyty w miejscach o wieloletniej tradycji, które pomimo upływu lat wciąż są perełkami kołobrzeskiej gastronomii. Po tym, jak przypomnieliśmy historię kurczaka z rożna, legendarnych zapiekanek, kultowej cukierni i restauracji „Barka” nie mogliśmy ominąć ulicy Unii Lubelskiej 12. To tu od kilkudziesięciu lat można wybrać się na lody do „Stelli”. O tym miejscu pamiętaliśmy i mieliśmy je w naszych planach, natomiast warto zaznaczyć, że o wizytę w tej lodziarni upominali się sami czytelnicy, którzy sugerowali, że powinien to być kolejny przystanek w naszym cyklu.

Pojawiliśmy się zatem w miejscu, w którym przywitali nas państwo Anna i Ryszard Chałabiś. Opowiedzieli nam o historii swojej działalności, która w przyszłym roku doczeka się jubileuszu 50-lecia. – Sama lodziarnia rozpoczęła działalność w 1967 roku. My dołączyliśmy nieco później. Pamiętam dokładnie pierwszy dzień naszej pracy, bo to był 1 maja. Kolejka stworzyła się jeszcze przed otwarciem, a ludzie stali aż tam, gdzie wtedy działała cukiernia pana Kuleszy. Nawet pamiętam, jak byłam ubrana, czyli biała bluzka i czerwone spodnie, czyli jak flaga nasza – wspomina pani Anna. Jak dodaje, to właśnie plany prowadzenia lodziarni przyciągnęły młode małżeństwo do Kołobrzegu. – Byliśmy młodzi, mieliśmy w sobie dużo energii. Sprzedawaliśmy bitą śmietanę na jednym z głównych deptaków w Inowrocławiu, a sami pochodzimy z Bydgoszczy. Pojawiła się szansa, by wejść w spółkę, więc rzuciliśmy wszystko i przyjechaliśmy. Nie mieliśmy nawet mieszkania – wspominają właściciele „Stelli”. Wówczas lodziarnie w Kołobrzegu można było policzyć na palcach jednej ręki. – Te tłumy ludzi motywowały do pracy. Wówczas tu obok była jeszcze sala konsumpcyjna z dziesięcioma stolikami. Ludzie przychodzili na desery i kawę. Wymyślałam i galaretki i płonące lody – opowiada pani Anna, która z zawodu jest cukiernikiem.

Obecnie lodziarnia mieści się już w mniejszej części budynku. Lody kupujemy tu przy okienku, możemy je zabrać ze sobą na spacer, ale również usiąść przy stoliku na zewnątrz. Najważniejsze, że przy lokalu nadal wisi szyld z napisem „produkcja własna”. Bo chociaż obecnie lody z automatu z uwagi na przepisy sanepidowskie nie mogą być produkowane tak jak dawniej od podstaw, to w przypadku lodów gałkowych właściciele „Stelli” mają wciąż swoje autorskie przepisy. Gama smaków już dawno wykroczyła poza standardowe śmietankowe i czekoladowe. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, a nie brakuje również sorbetów owocowych. W menu znajdziemy także rurkę z bitą śmietaną, gofry i kawę.

Przez wszystkie lata spędzone w „Stelli” właścicielom nazbierała się masa historii i anegdot. – Któregoś roku zdarzyło się, że mieliśmy wolną Wielkanoc. Przy lodziarni był jednak nasz domowy numer telefonu. Siadamy do śniadania, a tu telefon. Dzwoni ksiądz i mówi, że jest tu z ponad dwudziestoosobową grupą i czy możemy przyjechać otworzyć. Przylecieliśmy więc jak na skrzydłach, a skończyło się tak, że spędziliśmy w lodziarni cały dzień – opowiada pan Ryszard.  Piękną pamiątką i kopalnią wspomnień jest także księga gości, która zawiera masę wpisów od klientów. Dziś obszerna księga znajduje się już w domowym zaciszu, ale przy Unii Lubelskiej nadal pojawiają się klienci, którzy pamiętają lata rozkwitu „Stelli”. – Przychodzą do nas teraz babcie i dziadkowie z wnukami i opowiadają historie, że jako dzieci jedli tu najlepsze lody. Takie sytuacje wciąż się zdarzają  – mówi z zadowoleniem pan Ryszard. – Do dziś ludzie potrafią z Polski przyjechać i proszą mnie, żebym zrobiła im taką polewę czekoladową, jaką jedli tu kiedyś – dodaje pani Anna.

„Stella” wciąż ma swoich wiernych klientów wśród kołobrzeżan. Jak długo? Właściciele nie ukrywają, że wraz z upływem lat coraz trudniej jest im samodzielnie prowadzić lodziarnię. – Robimy wszystko sami od początku do końca. Niestety zdrowie już nie to, więc nie wiemy ile damy jeszcze radę – nie ukrywają. Mamy więc gorącą prośbę do naszych czytelników, by odwiedzili to miejsce przede wszystkim dla siebie, by zjeść pyszne lody, ale także by dodać jeszcze energii właścicielom, którzy w przyszłym roku będą obchodzić swoją „Pięćdziesiątkę” w „Stelli”.

 

 

Fot. Joanna Madejek

Komentarze