W Sądzie Rejonowym w Kołobrzegu rozpoczął się proces właścicielki pseudohodowli zwierząt zlikwidowanej w czerwcu 2024 roku. Odpowiada ona za znęcanie się nad zwierzętami.
To efekt interwencji kołobrzeskiego schroniska dla zwierząt i Powiatowego Inspektoratu Weterynarii. Na ławie oskarżonych zasiadła właścicielka pseudohodowli, której odebrano psy i koty przetrzymywane w dramatycznych warunkach. Kobieta została oskarżona o to, że znęcała się nad 63 zwierzętami. Na czym miało polegać jej działanie? – Utrzymywała je w stanie rażącego zaniedbania i niechlujstwa, w niewłaściwych pomieszczeniach, bez podejmowania odpowiednich zabiegów pielęgnacyjnych i czynności leczniczych w czasie nieleczonej choroby. U części zwierząt stwierdzono między innymi wady genetyczne, wodogłowie, przepuklinę, guzy listwy mlecznej, zapalenia uszu. A nadto w niewłaściwych warunkach bytowania, bez odpowiedniego dostępu do pokarmu i wody przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby wystarczające dla danego gatunku – odczytała akt oskarżenia prokurator Anna Kołodziejczyk.
Chwilę wcześniej sędzia Anna Gruszczyńska zdecydowała o częściowym wyłączeniu jawności procesu. Zrobiła to na wniosek pełnomocnika oskarżonej. Obrońca wskazał na to, iż kobietę łatwo zidentyfikować, a już wcześniej, po upublicznieniu odebrania jej psów poczuła się zagrożona reakcją społeczeństwa. Po przedstawieniu zarzutów musieliśmy więc opuścić salę sądową. Oskarżona wyjaśnienia składała za zamkniętymi drzwiami i odpowiadała na pytania prokuratora, sądu i oskarżycieli posiłkowych.
W części jawnej rozprawy zeznawała natomiast biegła sądowa będąca lekarzem weterynarii. Jak wskazała, psy odebrane kobiecie były niedożywione. Biegła określiła to na podstawie dokumentacji lekarsko-weterynaryjnej wykonanej przez lekarza, który badał zwierzęta po odebraniu od właścicielki. Zeznania złożyli również pierwsi świadkowie. Kierownik schroniska zeznał, że o interwencję w pseudohodowli poprosili sąsiedzi, skarżący się na odór wydobywający się z posesji oskarżonej. Pracownicy wielokrotnie odwiedzali to miejsce. Najpierw dwukrotnie nikogo nie zastali. Następnie kobieta wpuściła ich do garażu, gdzie była część zwierząt. Po rozmowie z przedstawicielami przytuliska zdecydowała się oddać cztery zwierzaki. Następna wizyta odbyła się bez zapowiedzi. W pierwszym z pomieszczeń pracownicy schroniska stwierdzili obecność 15 psów. Jak wynika z zeznań świadka, kobieta utrzymywała, że w domu nie ma więcej zwierząt. Z innych pomieszczeń słychać było jednak szczekanie. Dopiero wówczas udało się odkryć dramatyczne warunki, w jakich przebywało łącznie ponad 60 zwierząt. Skończyło się interwencją z udziałem inspekcji weterynaryjnej i policji. Fekalia, brak wody, karmy, zwierzęta oblepione odchodami – lekarz weterynarii podjął decyzję, że zwierzęta w takich warunkach nie mogą dłużej przebywać.
Kolejny świadek to kobieta, do której w ramach opieki zastępczej trafił jeden z odebranych psów. Zdechł po czterech tygodniach. Jak można było usłyszeć na sali sądowej, było to konsekwencją długotrwałej choroby.
W czasie zeznań świadków oskarżona płakała. W czasie rozprawy padło jednak pytanie o to, czy dalej prowadzi swoją działalność. Choć świadek nie potwierdził tego w stu procentach, to zaznaczył, że pracownicy schroniska obserwują jej sytuację i stwierdzili, że w jej domu nadal przebywają zwierzęta, a w internecie znaleźli też ogłoszenie o poszukiwaniu reproduktora jednej z ras. Tuż po rozprawie zwróciliśmy się do pełnomocnika oskarżonej o rozmowę z naszą redakcją, lecz zaznaczył on, że na tym etapie procesu zarówno on, jak i kobieta nie komentują sprawy. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na styczeń. Wówczas zeznawać będą kolejni uczestnicy interwencji, w czasie której kobiecie odebrano psy.